Dwa lata minęły..
Na czcigodna Basted!
Toż to już prawie dwa lata od ostatniego wpisu minęły.. Aż strach przeglądać zaprzyjaźnione blogi, bo nie łatwo będzie nadrobić zaległości, a i z przykrością stwierdzić, ze nie tylko nas leń ogarnął i pisać się nie chce.
Nie zliczę już nawet ile razy do owego wpisu siadałam. Jednak "za dużo na głowie" robi swoje.
A i przyznać zgodnie z prawdą wypadałoby, że i czasami się nie chciało pisać i próby powrócenia z nowościami na bloga kończyły się fiaskiem.
Jednakże co sie odwlecze to nie uciecze i tak oto choćby ten jeden wpis na blogu zawita.
Pozmieniało się u nas. Nie przestaliśmy tymczasować, chociaż jak Bóg, siła wyższa (czy kto w co wierzy) mi świadkiem próbowaliśmy! Koty jednak jakimś cudem niewytłumaczalnym w domu się pojawiały. A to znajomy się musiał wyprowadzić z domu i przyjaciela zabrać nie mógł, a to biedny znaleziony pod blokiem przez sąsiada i "pani weźmie, bo ja nie moge", a to znowu za kratami klatki w lecznicy miaukoli ot sobie pan kocur brutalnie serce na strzępy rwąc z premedytacją. O tych wszystkich warto wspomnieć, bo łobuzy się trafiały ( pewnie w ramach kary za zaniedbanie bloga ;) ), ale nie tym razem.
Dziś szybko i konkretnie sprawy bieżące, czyli moi koci rezydenci.
Tequilla i Tigerro mają się.. jak zawsze w zasadzie. Ni je ziębi, ni je grzeje czy są na blogu czy nie. Zdrowi, rozsypujący po całym domu sierść ( już koce zamiast kotów czesać zaczynam, bo czesanie kotów mija się z celem) i radośni.

Toż to już prawie dwa lata od ostatniego wpisu minęły.. Aż strach przeglądać zaprzyjaźnione blogi, bo nie łatwo będzie nadrobić zaległości, a i z przykrością stwierdzić, ze nie tylko nas leń ogarnął i pisać się nie chce.
Nie zliczę już nawet ile razy do owego wpisu siadałam. Jednak "za dużo na głowie" robi swoje.
A i przyznać zgodnie z prawdą wypadałoby, że i czasami się nie chciało pisać i próby powrócenia z nowościami na bloga kończyły się fiaskiem.
Jednakże co sie odwlecze to nie uciecze i tak oto choćby ten jeden wpis na blogu zawita.
Pozmieniało się u nas. Nie przestaliśmy tymczasować, chociaż jak Bóg, siła wyższa (czy kto w co wierzy) mi świadkiem próbowaliśmy! Koty jednak jakimś cudem niewytłumaczalnym w domu się pojawiały. A to znajomy się musiał wyprowadzić z domu i przyjaciela zabrać nie mógł, a to biedny znaleziony pod blokiem przez sąsiada i "pani weźmie, bo ja nie moge", a to znowu za kratami klatki w lecznicy miaukoli ot sobie pan kocur brutalnie serce na strzępy rwąc z premedytacją. O tych wszystkich warto wspomnieć, bo łobuzy się trafiały ( pewnie w ramach kary za zaniedbanie bloga ;) ), ale nie tym razem.
Dziś szybko i konkretnie sprawy bieżące, czyli moi koci rezydenci.
Tequilla i Tigerro mają się.. jak zawsze w zasadzie. Ni je ziębi, ni je grzeje czy są na blogu czy nie. Zdrowi, rozsypujący po całym domu sierść ( już koce zamiast kotów czesać zaczynam, bo czesanie kotów mija się z celem) i radośni.
Obecnie na stanowisku tymczasa: Pan Fuks gości. Niemożliwa przylepa (przysięgam nikt, nigdy się tak do mnie nie kleił!).
Na koniec sprawa najmniej sympatyczna, czyli nasza sucz.
Cole pożegnaliśmy po 11 radosnych (lub mniej radosnych) latach.
I cóż tu więcej dodawać.. przykrość i niesprawiedliwość..
Tym kiepskim akcentem zakończę, przejrzę co działo się u Was i postaram się nie zaniedbać więcej bloga..
Cole pożegnaliśmy po 11 radosnych (lub mniej radosnych) latach.
I cóż tu więcej dodawać.. przykrość i niesprawiedliwość..
Tym kiepskim akcentem zakończę, przejrzę co działo się u Was i postaram się nie zaniedbać więcej bloga..
