Kot morderca w moim domu
Klapa Państwo mili.. poległam. Negro ku mojej rozpaczy okazał się nie być chętny do współpracy kompletnie...
Pan Kot, jednak chyba innych zwierząt nie lubi, ale od początku...
Pierwsze spotkanie z Tigerem zaliczył kiedy postawiłam transporter z Panem Kotem na podłodze, żeby zamknąć za nami drzwi wejściowe. W życiu nie słyszałam tylu wrzasków, syków i prychnięć w tak krótkim czasie. Mało kratki od transportera nie wyrwał, ale dobrze.. trzeba dać kotu czas.. Potruchtaliśmy do sypialni.
W moim domu, poczuł się jak u siebie od pierwszej sekundy. Etap chowania się pod łóżkiem i obwąchiwania wszystkiego uznał za zbędny. Tuż po wypuszczeniu z transportera zajął środek łóżka i obserwował co robię.
I gdyby tak zostało, byłoby dobrze. Jednak zacny Negro postanowił uruchomić tryb "agresor morderca".
Dostawał istnej furii za każdym razem kiedy słyszał za drzwiami moje rozrabiające beztrosko koty.
To bym jeszcze przebolała, acz w kociej głowie przestawiło się bardziej. Póki siedziałam bez ruchu w pokoju, było ok, ale jak wyszłam i próbowałam wejść ponownie... koniec. Miły Pan Kot postanowił i mnie pogonić. Na syczeniu i prychaniu się nie skończyło, rzucał się z pazurami i zębami, kiedy zawisł mi na rękawie, postanowiłam przespać się dla własnego bezpieczeństwa na kanapie.
To również Panu Kotu się nie spodobało, gdyż zaczął demolować pokój, drapać drzwi (pal licho drzwi), wyć (sąsiedzi już tym razem z pewnością poinformowali TOZ, że koty ze skóry obdzieram żywcem) i tłuc wszystko co mu się pod łapę nawinęło.
Ok... biorąc go pod opiekę byłam pewna, że coś zniszczy, ale takiej demolki się nie spodziewałam.
Tak cudownie i bezsennie upłynęła pierwsza noc. Później lepiej wcale nie było, także miałam wybór - zaopatrzyć się w zbroje i dwa tygodnie męczyć kota i siebie, albo upchnąć futro w transporter i zanieść dwa piętra niżej do własnego domu. Wybrałam opcję numer dwa, choć i to nie było łatwe zadanie.
Próbowaliście kiedyś umieścić w transporterze rozjuszonego, obcego kota? Polecam z całego serca! Lepsze niż
Negro wylądował w swoim domu, a ja w swoim złą na cały świat (a pytałam jak reaguje na zwierzęta!). Kiedy przyszłam pare godzin później go nakarmić z duszą na ramieniu (spodziewałam się, ze rzuci mi się z zębami do gardła) odkryłam, ze ktoś podmienił kota. Agresywnego mordercę zastąpił pluszak, który nie dość, że nie chciał mnie zabić to jeszcze domagał się ode mnie głaskania... obecnie chyba się już lubimy.
oj to się umordowałaś ;) dobrze, że czarny pan kot wrócił do siebie - tam mu z pewnością najlepiej :)
OdpowiedzUsuńW zasadzie tak, brak mu jedynie towarzystwa. Okazuje sie, że to faktycznie potworny miziak i w tej chwili jak wchodzę go nakarmić rzuca się na mnie nie z pazurami a z "buziakami" :)
UsuńNieciekawe przeżycia... dobrze, że sytuacja opanowana :)
OdpowiedzUsuńTeż się cieszę.. szkoda tylko, że się kot niepotrzebnie stresu najadł.
UsuńOkazał się kotem typowo terytorialnym i dobrym tylko u siebie! Najważniejsze że już ok i udało się opanować takiego rozrabiakę!
OdpowiedzUsuńMyślę, że do moich futer też by sie przekonał, ale nie w dwa tygodnie :(
UsuńWiesz, myślę, że dwa tygodnie byłoby za mało dla niego. Koty tak jak i my mają swoje własne charaktery, a ten akurat ma charakterek :) Bardziej niż pewne jest to, że do tej pory na swoim terytorium panował niepodzielnie, więc jak tak bez walki koronę ma oddać? :)
OdpowiedzUsuńAbsolutnie się zgadzam, gdybym wiedziała, ze nie miał z kotami do czynienia i mieszkał pół życia sam, nawet bym nie spróbowała go przenosić, bo zanim by się przyzwyczaił to by Pańcia wróciła z wakacji... ale Pańcia nie do końca jasno odpowiedziała na moje pytanie i klops ;)
UsuńTak czy siak, grunt, że wszystko się dobrze skończyło.
Rzeczywiście ma wzrok mordercy, ale i tak jest bardzo ładnym kotem ;)
OdpowiedzUsuń