Podrzucony pod drzwi Bezik
8.. moze 9 rano, domofon - nie odbieram, śpię, odsypiam Sanchezowe jęki.
Chwile później ding-dong do drzwi.. i znowu .. i znowu. Zwlekam się z łóżka, patrze przez wizjer, otwieram.
M. drze sie w niebodłosy że nie da rady, nie spała całą noc, nie poradzi sobie.
Sąsiedzi już przy swoich judaszach obserwują. Uciszając ją zaprosiłam do srodka.. próbowałam porozmawiać, ale nie wytrzymałam krzyknęłam "że po to te rozmowy były, po to były odwiedziny, po to sie mówił, ze Beź popuszcza, ze biegunki moga wracać.. po to zeby przemyslałam decyzję, a teraz zafundowała mu kolejne miesiace deprechy!". Wybiegła.
Potem czytałam smsy które od rana mi pisała.
Że nie daje rady, że nie spała w nocy, że jest wykończona, ze on jakos dziwnie popuszcza itd.. że jej kolega rozmawiał z poprzednim ds Bezia i oni mówili, ze biegunki Bezika są nieuleczalne - i się zgadza o tym wszystkim opowiadała jej nasza wet. Mówiła ze podejrzenie po ciagłej biegunce padło na pierwotniaka, ale leki mozna mu na to cholerstwo podać dopiero jak biegunka wróci.
O TYM WSZYSTKIM SIE MÓWIŁO! PO TO BYŁY SPOTKANIA!
Zrobiła temu kotu cholerna krzywdę, przede wszystkim dlatego, że przerabiałam z nim już depresję po zwrocie, a Wy przerabialiście ja częsciowo ze mna na tym blogu.. nie wiem czy kolejna depreche Bezia dam radę przetrwać.. nie wiem też czy dam radę kolejny raz szukać mu domu.
Po tej adopcji się zwyczajnie boje, nerwy mnie szarpia, spłakałam się patrząc na przerażonego wcisniętego w transporter kota.. normalnie sie trzęsę.
Chwile później ding-dong do drzwi.. i znowu .. i znowu. Zwlekam się z łóżka, patrze przez wizjer, otwieram.
M. drze sie w niebodłosy że nie da rady, nie spała całą noc, nie poradzi sobie.
Sąsiedzi już przy swoich judaszach obserwują. Uciszając ją zaprosiłam do srodka.. próbowałam porozmawiać, ale nie wytrzymałam krzyknęłam "że po to te rozmowy były, po to były odwiedziny, po to sie mówił, ze Beź popuszcza, ze biegunki moga wracać.. po to zeby przemyslałam decyzję, a teraz zafundowała mu kolejne miesiace deprechy!". Wybiegła.
Potem czytałam smsy które od rana mi pisała.
Że nie daje rady, że nie spała w nocy, że jest wykończona, ze on jakos dziwnie popuszcza itd.. że jej kolega rozmawiał z poprzednim ds Bezia i oni mówili, ze biegunki Bezika są nieuleczalne - i się zgadza o tym wszystkim opowiadała jej nasza wet. Mówiła ze podejrzenie po ciagłej biegunce padło na pierwotniaka, ale leki mozna mu na to cholerstwo podać dopiero jak biegunka wróci.
O TYM WSZYSTKIM SIE MÓWIŁO! PO TO BYŁY SPOTKANIA!
Zrobiła temu kotu cholerna krzywdę, przede wszystkim dlatego, że przerabiałam z nim już depresję po zwrocie, a Wy przerabialiście ja częsciowo ze mna na tym blogu.. nie wiem czy kolejna depreche Bezia dam radę przetrwać.. nie wiem też czy dam radę kolejny raz szukać mu domu.
Po tej adopcji się zwyczajnie boje, nerwy mnie szarpia, spłakałam się patrząc na przerażonego wcisniętego w transporter kota.. normalnie sie trzęsę.