Wymień sobie rezydenta!
Zapytano mnie kilka dni temu podczas rozmowy na facebookowym czacie czy nie wolałabym Sancheza zostawić aniżeli do adopcji oddawać.
Pewnie - odpowiedziałam - wolałabym, bo raz, że jego adopcja mnie doprowadza do kociokwiku kiedy czytam kolejne odpowiedzi "ile kot kosztuje, gdzie odbiór", a dwa, że zaczynam go lubić, ale na czwarte rezydujace futro (a nawet szóste, bo Cola robi za dwa: ) ) mnie zwyczajnie nie stać.
To oddaj Tigera do adopcji, Sanchez jest ładniejszy i bardziej do Tequilli i Coli pasuje - przeczytałam i oczom uwierzyć nie chciałam mimo iż znałam już wcześniej podejście koleżanki X do zwierząt jako elementów ozdobnych których pozbyć sie można jak już sie znudzi i wziać nastepne.
Nie byłam w stanie odpisać nic poza "nie" i "muszę lecieć".
Nigdy nie przyszło mi do głowy "wymienić" sobie żadnego ze swoich rezydentów... co prawda straszę je, że sprzedam na targu jak psocą zbyt mocno, ale one dobrze wiedzą, że to tylko takie gadanie. Przecież to nie rzecz.. przecież one się przyzwyczaiły (żeby nie powiedzieć przywiazały), czują.. a może i kochają :) a ja kocham je. I nawet gdyby straciły kończyny, były odrażająco brzydkie albo zachorowały nieuleczalnie.. nie oddałabym żadnego z nich.
Co do Tigera... faktycznie moze nic specjalnego i z pieknym Sanchezen sie równać nie może, ani to długiej sierści nie ma, ani cudownych wzorów, ale jest mój.. pierwszy ukochany i wyczekany kot :)
Pewnie - odpowiedziałam - wolałabym, bo raz, że jego adopcja mnie doprowadza do kociokwiku kiedy czytam kolejne odpowiedzi "ile kot kosztuje, gdzie odbiór", a dwa, że zaczynam go lubić, ale na czwarte rezydujace futro (a nawet szóste, bo Cola robi za dwa: ) ) mnie zwyczajnie nie stać.
To oddaj Tigera do adopcji, Sanchez jest ładniejszy i bardziej do Tequilli i Coli pasuje - przeczytałam i oczom uwierzyć nie chciałam mimo iż znałam już wcześniej podejście koleżanki X do zwierząt jako elementów ozdobnych których pozbyć sie można jak już sie znudzi i wziać nastepne.
Nie byłam w stanie odpisać nic poza "nie" i "muszę lecieć".
Nigdy nie przyszło mi do głowy "wymienić" sobie żadnego ze swoich rezydentów... co prawda straszę je, że sprzedam na targu jak psocą zbyt mocno, ale one dobrze wiedzą, że to tylko takie gadanie. Przecież to nie rzecz.. przecież one się przyzwyczaiły (żeby nie powiedzieć przywiazały), czują.. a może i kochają :) a ja kocham je. I nawet gdyby straciły kończyny, były odrażająco brzydkie albo zachorowały nieuleczalnie.. nie oddałabym żadnego z nich.
Co do Tigera... faktycznie moze nic specjalnego i z pieknym Sanchezen sie równać nie może, ani to długiej sierści nie ma, ani cudownych wzorów, ale jest mój.. pierwszy ukochany i wyczekany kot :)