Łapą pisane

kocie zapiski

Advertisment

Jak to z Carmen było..

Bura, wychudzona, posklejana, mokra i dziobana przez sroki, leżała na deszczu bez ruchu, bezsilna... Carmen nasza pierwsza tymczaska.
Nie pomógł nikt, a mijało wielu.. dziwić nie powinno jednak wciaż dziwi. Ludzka znieczulica…

"Leży tam od rana, nie rusza sie, pan z przedszkola wystawił jej mleko, ale nie podeszła do niego"  - mówili ludzie zauważając, ze zatrzymaliśmy sie późnym popołudniem przy ledwie dychającym kocie.

Spędziliśmy chwile na konsultacji - co z nia zrobić.. ale wyboru duzego nie było, albo ja zabierzemy, albo powoli będzie zdychała tutaj na deszczu, dziobana przez ptactwo którego nie miała siły odpędzić. Zabraliśmy ją z przedszkolnego parkingu… no bo jak inaczej? Zapakowaliśmy ostrożnie (bo przez myśl przeszło, ze moze połamana) w wyproszony od przedszkolnego stróża karton, bo czasu na bieganie po transporter było nam szkoda i pędem do najbliższej lecznicy. Kilka następnych dni odwiedzaliśmy ja regularnie próbując dojść do przyczyny takiego stanu kota, ale nie znaleziono nic co mogłoby na taki stan wskazywać. Okazała sie za to najszybciej starzejącym kotem na świecie.. Podczas pierwszej wizyty oszacowano ją na ok 2 lata,  dziń później przy nastepnej wizycie i badaniu kości przyjrzano się jej uzębieniu sygerując, ze jest w wieku 5-6 lat, po wizycie trzeciej i z badaniami kości (i innymi ) w rękach doktor do wniosku doszedł, że obecnie ma nie mniej niz 10 lat : ) Po piwnicznej kwarantannie, kiedy to czekaliśmy na wyniki Fiv i Felv zabraliśmy ją do siebie.. co okazało sie niestety katorgą i dla nas i dla niej. Nie lubiła i bała sie jak ognia innych zwierząt. małego Tigera biła za każdym razem kiedy próbował zbliżyć się choćby o krok (i to dlatego właśnie Tiger próbuje sie obecnie trzymać od tymczasów z daleka). Przez cały pobyt u nas załatwiała sie pod siebie, nie ruszając sie samodzielnie z miejsca nawet gdy była bardzo głodna.. przez myśl nam nawet przeszło, zeby ja zatrzymać, ale biorąc pod uwagę jej koszmarny strach.. nie byłoby to dobre ani dla nas ani dla niej.
Znaleźliśmy jej więc dom, w którym żyje do dziś i chyba jest szczęśliwa :)










 











A to już domowe zdjecia Carmelity :)





Podziel sie:

CześćKociarzu

Jesteś na kocim blogu Tigera i Tequilli oraz tymczasów.
Mamy nadzieję, że znajdziesz tu coś dla siebie.
Zostaw po sobie ślad dołączajac do konwersacji!
Zobacz nas na portalach społecznościowych i udostępnij post!
Ach...no i baw się dobrze..
Pozdrawiamy,

Mraux i koty.

DOŁĄCZ DO KONWERSACJI

10 miauczących:

  1. Zdjęcia nie działają :( A historia piękna.

    OdpowiedzUsuń
  2. dobrze że ta historia zakończyła się szczęśliwe .. szkoda że zdjęć nie widać :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Bidulka, dobrze że znalazła szczęśliwy dom. Czekam aż jej zdjęcia się uwidocznia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oo.. a ja widzę, ciekawe.. zaraz poprawię ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Proszę , jednak przeżyła i ma się dobrze...
    Może nie lubiła małych koteczków ???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety żadnych kotów nie lubiła. Dwa dni przed jej wyjazdem do stałego domu, przyszła do nas tymczaska z Koterii i w stosunku do niej również miłością nie pałała niestety.. tak wiec została szczęśliwą jedynaczką :)

      Usuń
  6. Piękna historia ze szczęśliwym zakończeniem :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ona mi przypomina tą Kicię pod naszym domem ...
    Wzruszająca historia ... uratowaliście jej życie i jak widać ma się dobrze :))

    OdpowiedzUsuń
  8. Łzy mi się zakręciły, a jak fotki zobaczyłam, to już jestem ugotowana - ona jest taka podobna do Lucynki

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie sądziłam, że rozczuli Was historia Carmen.. podobnych jest przecież tak wiele..

    OdpowiedzUsuń

USZCZĘŚLIW KOTA - zostaw komentarz